środa, 30 stycznia 2013

Komu w drogę...

Witam :)
    Myśląc o czym mogłabym napisać post (pomysłów jak na lekarstwo) wpadłam na pomysł, że napiszę o moich dotychczasowych incydentach na kolei, a raczej się pożalę ;) 
   W tym roku szkolnym wyjątkowo dużo jeżdżę pociągami (w każdą sobotę - 2,5 h w jedną stronę), właściwie coraz mniej rzeczy mnie dziwi, ale kilka zdarzeń zapadło mi w pamięci :) Oczywiście pomijając opóźnienia (płacisz więcej za pośpieszny, a do domu wracasz później), najbardziej oburzyło mnie to, że panie "w okienkach" na dworcu centralnym w Warszawie nie potrafiły obsłużyć klientek, które mówiły po angielsku. Otóż, dwie francuski (mówiące po angielsku) chciały kupić bilety do Giżycka. Oczywiście możecie sobie wyobrazić jak francuska mówi po angielsku "Giżycko", dla ułatwienia miały ze sobą książeczkę otwartą na mapie Polski. Tuż obok stał jakiś pan i kupił w ich imieniu bilety, za co były bardzo wdzięczne. Innym razem do naszego przedziału wszedł mężczyzna i nazwał nas "3 sztukami", rozmawiając z kimś przez telefon, więc wiecie jakie określenie ciśnie mi się na klawiaturę. Miał około 40 lat; a jego dzwonkiem była piosenka "Małe rzeczy" Sylwii Grzeszczak. Zaczęłam się dyskretnie śmiać, chowając się za książką. Nie krytykuje nikogo za to, jakiej muzyki słucha, ale sytuacja była komiczna. Potem ów "pan" wyszedł, a gdy wrócił i jego telefon znowu zadzwonił, usłyszałyśmy rockową muzykę, co oczywiście też wywołało u nas śmiech :) Mam nadzieję, że go zbyt mocno nie uraziłyśmy, bo w następnym tygodniu otwierając drzwi do przedziału, gdy nas zobaczył powiedział : "O nie, to znowu te same dziewczyny.". Zasunął drzwi i jak sądzę poszedł szukać innego przedziału :) Pewnego razu sprzedano mi bilet na pociąg, którego nie ma! Utknęłam na ponad dwie godziny w mieście, którego nie znałam (to było miejsce mojej przesiadki), na szczęście byłam z dwoma koleżankami, a na dworcu był automat do gorącej czekolady :)
   Obecnie szukam inspiracji do rozpoczęcia pisania pracy maturalnej z polskiego. Mój temat to raj w muzyce, poezji i malarstwie. Bibliografia już zrobiona, ale brakuje mi jakiegoś ciekawego pomysłu i zapału do rozpoczęcia.
   Dziękuje autorce bloga http://www.photoblog.pl/nickelka26 za polecenie naszego bloga. Jeśli interesujecie się serialem "Przygody Merlina" to lepiej nie traficie :) Gorąco polecam i pozdrawiam autorkę :)

PS: Właśnie skończyłam oglądać Gran derbi z tatem :) Ja kibicuje Barcelonie, a Wy interesujecie się piłką nożną, czy raczej uważacie, że to 22 zdrowych mężczyzn bezsensownie biegających za piłką? ;P

"Szukając szczęścia dla innych , znajdziesz swoje własne."

Pozdrawiam, Katarzyna.

niedziela, 27 stycznia 2013

Klasa maturalna.

toutesdirectionsbygecko.jpgdirectionsbyxaliaz.jpg
 © DIRECTIONS: xaliaz, gecko-polip, deviantart.com

       Siadając sobie z moim ulubionym jedzeniem przed komputerem, liczę na jakąkolwiek wenę. Nie lubię zaczynać pisać bloga, gdyż właściwie zawsze pisze się to samo, a nigdy nie wiadomo czy blog przetrwa próbę czasu. Tym razem jednak założyłyśmy bloga we dwie. Jedną z zalet takiego pisania na pewno będzie siła motywacyjna drugiej osoby. W końcu gdyby zależało to ode mnie zajęłabym się tym postem za jakiś nieokreślony czas :)
      Powinnam chyba wspomnieć, że ten blog będzie świadkiem sporych zmian w naszych życiach. Nie wiemy jeszcze właściwie skąd przyjdzie nam pisać posty za jakiś czas (i właśnie zaczęłam się zastanawiać, czy tato dotrzyma słowa i kupi mi na studia laptopa, żebym w ogóle mogła pisać ;p), bo jesteśmy jak większość tegorocznych maturzystek: nie do końca pewne tego co będzie i co chcemy robić w przyszłości. 
       Przyznaję, że właśnie w tym roku, kiedy to najbardziej powinnam skupiać się na swojej przyszłości, nie potrafię tego zrobić. Stałam się tak jakby mniej ambitna. Nie potrafię nawet wyobrazić sobie, że za kilka miesięcy nie będzie mnie w domu. Tak jakby cały mój organizm za wszelką cenę chciał zatrzymać mnie tutaj, bądź po prostu nie chciał dopuścić myśli o rychłych zmianach. I co najdziwniejsze, nie mnie samej jest mi żal tylko moich rodziców, którzy zostaną sami. Z drugiej strony nie wyobrażam sobie innej decyzji jak pójście na studia. W naszym miasteczku po prostu się nie zostaje, jest zbyt małe i bez perspektyw. Zresztą model w mojej rodzinie polega na skończeniu studiów, a ja sama choć nie jestem do końca przekonana o ich wartości, postanowiłam nie wyłamywać się z  "modelu".
       A jednak - trochę wbrew temu co napisałam - klasa maturalna nie jest wcale taka straszna. To znaczy sama matura jest stresująca i następna po niej decyzja także, ale mimo wszystko w tym roku bardziej niż kiedykolwiek można się skupić na tym co się lubi. Tak przynajmniej wygląda to z mojej perspektywy, bo ludzie bardziej ambitni często nawet nie mają czasu aby wyjść z domu. Zastanawiam się, jak to wygląda z Waszej perspektywy? Czy macie już upatrzone dla siebie cele i dążycie do nich ciężką pracą czy staracie się nie przywiązywać do decyzji o studiach zbytniej wagi?

◄| Kinga |►