Czas wreszcie odłożyć wszelkie zalegające przy mnie prace domowe i skupić się na odwiedzeniu własnego bloga. Stwierdzam, że nie było mnie tu tak dawno, że aż nie pamiętam o czym pisałam ostatnio ani kiedy ostatni raz czytałam jakiś post. Ogólnie minęły już prawie dwa miesiące w nowym mieście i muszę przyznać, że czuję się tu coraz lepiej w czym na pewno pomagają najbliższe osoby. Już teraz czuję, że studia rzeczywiście mogą zmienić się dla mnie w najlepszy okres w życiu. Ale może lepiej nie zapeszać.
Pomimo mojego ciągłego narzekania na brak czasu, egzaminy ustne i ciągłą naukę, jestem na prawdę szczęśliwa z powodu tego jak to wszystko się potoczyło. Dziś wracając z domu słuchałam jak dziewczyny w autobusie rozmawiały o maturze, studniówce i prawie jazdy. Uśmiechałam się tylko pod nosem wspominając jak to było rok temu. Gdy sama jeszcze byłam przed tym wszystkim, zestresowana egzaminami, jazdami i tym z kim iść na studniówkę. Rok temu chciałam, aby było już po wszystkim. No i jest. I co cudowne, gdybym dziś ponownie miała dokonać wyboru co ze sobą zrobić, ani chwili nie wahałabym się by postąpić tak samo.
Tym, co jeszcze bardziej podsyca moje dobre samopoczucie, jest na pewno atmosfera zbliżających się Świąt. Galeria, którą codziennie mijam świeci się już świątecznie, na rynkowej fontannie przygotowane do zapalenia stelaże odświętne, w delikatesach choinki. Wiem, że dla wielu może to być za wcześnie, ale dla mnie nigdy nie stanowiło to problemu. Wręcz przeciwnie, chciałabym, aby ten okres zaczynał się jak najwcześniej, aby móc nacieszyć się cudowną atmosferą na cały rok. Już zresztą oczekuję odpowiedniego momentu, aby po raz któryś sięgnąć po wprowadzające w cudowną atmosferę 'Listy do M.', po których zawsze oczekuję, że ktoś we mnie tak trafi śnieżką. Kupiłam też jabłkowo-cynamonową świeczkę i powiesiłam na drzwiach adwentowego mikołaja. No a za tydzień planuję już ostatnią imprezę (i drugą porządną dopiero, ech te studenckie życie), aby wyciszyć się przed Narodzeniem.
Co dziwne, w następny weekend też po raz pierwszy zdecydowałam się nie wrócić do domu. Wiedziałam, że jestem do rodziny bardzo przywiązana, ale chyba nie zdawałam sobie sprawy, że aż tak. Zresztą widując ich wszystkich w weekendy nabieram jakiejś siły na nowy tydzień i chętniej ruszam na uczelnię, aby czym prędzej do domu wrócić. To dopiero nazywa się siła motywująca :)
<college life>
<college life>
Miłego tygodnia!
KINGA