niedziela, 13 października 2013

Co nowego u studenta.

     I już pierwsze dwa studenckie tygodnie za mną. Sama nie wiem do końca jak je ocenić, bo oczywiście tak jak się spodziewałam, łatwo nie jest. Dlatego chyba najszybciej będzie wyliczyć co podczas tego okresu zmieniło się, jeśli chodzi o moje życie.

  1. Pierwsze i najważniejsze: samodzielne mieszkanie. Pierwszy szok przychodzi, gdy siedzę wieczorem sama w pokoju i nie ma wokół nikogo kto by się tam krzątał. Jest pusto i spokojnie, a po chwili nawet obco. Przypominam sobie, że przecież nigdy nawet nie miałam pokoju na własność. I brakuje tego, co tak często mi przeszkadzało - kogoś obok.
  2. Kilometry od domu. Teraz jest lepiej, ale na samym początku zasypiałam z przerażeniem. Panika pojawia się, gdy przychodzi uświadomienie, że przecież nie mogę rzucić wszystkiego i jechać do domu. Że miliony ludzi przez to przechodzą i przeżywają, a ja nie mogę okazać się słabsza. Nie mogę siedzieć w rodzinnym domu wiecznie, nawet jeśli bym tego chciała. 
  3. Jazda. Ponieważ jak ostatnio zostałam uświadomiona, w moim rodzinnym miasteczku są zaledwie trzy kursujące linie autobusów po mieście, dużym postępem było przyzwyczajenie się do nowej skomplikowanej komunikacji. Jest to jedna z tych rzeczy, które w mieście bardzo polubiłam i odczuwam nawet jako rodzaj rozrywki. Obserwacja ludzi i miasta podczas jazdy ma dla mnie też właściwości relaksujące. Poza tym pojawiają się też weekendowe podróże do domu podczas których zawsze znajdzie się ktoś do porozmawiania, czy to kolega z liceum z którym nigdy za dużo nie rozmawialiśmy a nagle gadamy jak starzy kumple czy też koleżanka z którą po dłużej urwanym kontakcie można się wreszcie porozumieć. Nic tylko jeździć!
  4. Nowe znajomości. Jak dziś stwierdziłam nie mogę określić ludzi dokładnie po dwóch tygodniach, ale na pewno czuję się w tym gronie lepiej niż w klasie licealnej. Mogę porozmawiać z każdym bez wyjątku, a nawet z ludźmi zza granicy i czuć się w ich obecności bardzo swobodnie. [Jedynym mankamentem jest obecność zaledwie dwóch chłopaków na całym roku, ale dobra, udaję, że mnie to nie rusza.] Dochodzą też bardzo fajni wykładowcy, z których tylko część nie rozumie podstawowych praw studenta i ogłasza wykłady obowiązkowymi. Policzyć ich jednak mogę na jednej ręce i dziękuję Bogu, że reszta jest naprawdę luźna w kontaktach i sympatyczna.
  5. Zajęcia po angielsku. Choć oczywiście spodziewałam się tego po angielskiej filologii to jednak przyznaję, że czasami przez to wszystko zamiast po polsku mam odruch mówienia w języku wykładowym, a nauka hiszpańskiego z tłumaczeniem na angielski bywa frapująca.Wiem jednak, że coraz bardziej wychodzi mi to na dobre, no i co bardzo ważne, jestem coraz bardziej zadowolona z tego, że ten a nie inny kierunek wybrałam. Czuję, że zostanie specjalistą w tej dziedzinie jest czymś co chcę osiągnąć i czuję niejako dumę, że (mam nadzieję) za kilka lat będę filologiem.

     Na pewno także zmieniło się to, że nie mam teraz tyle czasu co wcześniej na zwykłe czynności. Nie wiem, gdzie podziało się to beztroskie życie studenta, o którym tyle słyszałam. Bo nie widzę u siebie ani późnego wstawania, ani multum wolnego czasu na spotkania ze znajomymi, ani luzu w związku z tym, że to już nie liceum. W rzeczywistości okazuje się, że na uczelni jestem od rana do wieczora, przerwy spędzam prawie zawsze w ksero, a z wieloma znajomymi nie miałam nawet czasu się jeszcze spotkać. Mam nadzieję, że jeszcze się coś zmieni, a to wszystko dotychczas ma nas tylko przestraszyć.
Pozdrawiam,
⁞☼ Kinga ☼⁞

10 komentarzy:

  1. kochana, każdy przez to przechodzi, a czas wolny na pewno znajdziesz, moja kuzynka mówiła tak samo - a potem co weekend imprezki ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja co weekendzik do domu :P No oby, oby bo się można wykończyć jak na razie..

      Usuń
  2. Początki nigdy nie są lekkie. Sama wolę mieszkać z kimś w pokoju, to mam do kogo odezwać się, chociaż czasami wolałabym mieć tylko dla siebie cztery ściany.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, nigdy nie są lekkie, zwłaszcza, że nie lubię zmian. Ja oczywiście na przekór, wcześniej mówiłam, że chcę własny pokój, a teraz tęsknię za rozwalającym wszędzie swoje rzeczy bratem :P

      Usuń
  3. Też lubię obserwować ludzi w komunikacji miejskiej - fascynujące zajęcie!;) Co do braku kogoś obok to jest to trudne, brakuje tego że ktoś zawsze o wszystko zadba, zatroszczy się. Teraz trzeba liczyć tylko na siebie :)
    Co do studenckiego życia, też go nie widzę i nie czuje, więc nie przejmuj się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dobrze, że nie tylko ja ich tak obserwuję :P Właśnie, ktoś taki by się przydał.. Tak zwyczajnie i po prostu żeby był obok. I nie my jedne go chyba nie widzimy, bo póki co wszyscy obok mnie chodzą niewyspani i wymęczeni i to nie imprezowaniem a zajęciami :P

      Usuń
  4. To jest prawda z tym arszenikiem i nowotworami, nawet w dość starym tekście znalazłam to Arszenik na receptę

    OdpowiedzUsuń
  5. Chyba się powtarzam, ale też bym chciała przenieść się na studia gdzieś z dala od rodzinnego miasta, żeby zobaczyć jak sobie radzę i mieć jakieś nowe doświadczenia ;) Jestem typem samotnika, także cisza i spokój od innych pewnie by mi odpowiadały, a przynajmniej do czasu.
    Fajnie, że ogółem Ci się podoba :)
    Obowiązkowe wykłady? Czego to jeszcze sobie nie wymyślą...

    OdpowiedzUsuń
  6. Samodzielnego mieszkania to ci chyba trochę zazdroszczę :) a czasu coraz mniej, to fakt.. trzeba umieć go odpowiednio wykorzystywać :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Takie zmiany są fajne, ja osobiście je bardzo lubię i doczekać się ich nie mogę :) Życzę powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za komentarz :)