sobota, 6 kwietnia 2013

Pielgrzymka.

       Przyszło mi dziś coś napisać i nie muszę nawet zastanawiać się o czym. Wreszcie czuję się zrelaksowana (no może nie tak do końca, ale powiedzmy, że nie jest źle) i wyspana. A miałam, oj miałam co odsypiać! Teraz zdałam sobie sprawę, że właściwie po raz pierwszy w liceum wyjechałam gdzieś na wycieczkę z moją klasą. Pozwolę sobie nie liczyć tam tegorocznego felernego biwaku. Po prostu nigdy się jakoś nie zdarzyło, żeby wycieczki były interesujące lub zwyczajnie nie byłam na siłach. Tym razem jednak nie wypadało nie pojechać na pielgrzymkę do Częstochowy. I z początku przyznaję, jechałam na nią dlatego, że właśnie "nie wypada" nie pojechać, bez żadnej przyjemności i ze skwaszoną miną.
       O ile pielgrzymka zawsze kojarzy mi się z marszem, to nasza tak nie wyglądała. 6 godzin jazdy autokarem w jedną stronę, wieczór i kawałek nocy spędzony na modlitwie, a potem kolejne prawie 6 godzin w autokarze. Dla kogoś kto nie znosi jazdy w zatłoczonych pojazdach, takiego jak ja, to istny koszmar. na dodatek spanie podczas podróży okazało się dla mnie niemożliwe, co rusz budził mnie czyjś kaszel, rozmowa czy śmiech. Koszmar ten niestety mnie nie zawiódł i sama podróż była jedną z najbardziej męczących jakie odbyłam, ale. W końcu nie będę skupiała się tylko na jeździe.
Kaplica i moje piękne widoki na ludzi.
       Domyślam się, że nie wszyscy czytający ten post, biorą pielgrzymkę za coś istotnego. Napatrzyłam się i nasłuchałam w Częstochowie jaka to nuda się tyle modlić i nie mam już złudzeń, że niewiele było osób naprawdę się modlących. I rozumiem to. Jeszcze trzy lata temu byłabym na czele tych jęczących po co mi tam się modlić. Odkąd jednak sporo zmieniło się w moim życiu - byłam zachwycona mogąc widzieć to wszystko. Wynagrodziło mi to długą i męczącą podróż, przemoknięte buty i cieknący nos, głód i inne ważne potrzeby. Jak dziecko wzruszałam się na przygotowawczym spotkaniu. Ledwo udało mi się w ogóle pohamować łzy, ale uff, udało. Potem przyszło siedzieć plackiem w kaplicy przez 3 i pół godziny, a ja tylko siedziałam uśmiechnięta i radosna w tym tłoku. A nie powiem, żeby była jakąś cierpliwą i kochającą tłumy osobą. Po prostu tyle radości sprawiało mi bycie w tym wyjątkowym miejscu. Tak jak już przed podróżą chciałam wracać do domu, tak będąc tam nie chciało mi się wracać.
       Właściwie to sama nie wiem, co chciałam powiedzieć przez ten post. Chyba tylko tyle, że do pewnych spaw należy podejść poważnie i choć nam się nie chce, zachować się z powagą i szacunkiem. A nuż coś kompletnie nas zaskoczy i zamiast męczarni sprawi przyjemność? ;)

Pozdrawiam,
◄| Kinga |►

16 komentarzy:

  1. Też byłam na pielgrzymce w Częstochowie(i też była to pielgrzymka z nazwy,bo pojechaliśmy autokarem xD),ale było to 12 lat temu(matko boska!). To miejsce ma w sobie urok, który może sprawić,że osoba wierząca(którą wtedy akurat jeszcze byłam) poczuje się jak porażona piorunem, natchniona i w ogóle wyjątkowa atmosfera tego miejsca może się udzielić. :) A wy pewnie pojechaliscie w ramach modlitwy o dobre wyniki na maturze, hm?

    Pozdrawiam!:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, wszystkie 3 klasy :) Co jest swoją drogą trochę śmieszne, że człowiek przez całe życie tam nie był, a nagle matura ma być aż tak ważna by jechać w kilkaset kilometrową podróż :P Ale cieszę się, że w ogóle dane mi było pojechać, bo zgadzam się, atmosfera jest cudownie wyjątkowa :)

      Usuń
  2. Jak ktoś jest wierzący, to naprawdę cudowna sprawa. Taka magia :) Tylko trzeba zrozumieć, gdzie się jest. Co tobie się udało ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Bogu :) To jest tak cudowne, że odkąd wróciłam do domu chce mi się tam cały czas być. Niesamowite i mam nadzieję, że każdy będzie mógł tego doświadczyć w swoim życiu :)

      Usuń
  3. Też byłam w Częstochowie i to miejsce ma swoją magię. Z wiekiem coraz bardziej się ją dostrzega. Szczególnie dla osób wierzących jest to miejsce obowiązkowe wręcz, by poczuć się blisko Boga, by znów uwierzyć lub by pogłębić swoją wiarę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A może i nawet dla niewierzących, by też poczuli coś, co zbliży ich do Boga :) To rzeczywiście cudowne miejsce, bardzo bogate duchowo ;)

      Usuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja i bez tych bzdetów zdałam maturę. Takie pielgrzymki to tylko naciąganie komuś kabzy, a tak naprawdę jeśli chodzi o maturę najlepiej liczyć samemu na siebie. Takie trochę naciąganie nawet tych co nie wierzą. ja nie jestem ateistką, ale jakoś teraz mnie tam nie ciągnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze, wcale nie czuję się na cokolwiek naciągnięta, gdyż moim wyborem było czy jechać czy nie :) I myślę, że częścią religii jest wierzyć w to, że takie spotkania nam coś dają. Poza tym po pielgrzymce odczuwam naprawdę dużą otuchę i nawet jeszcze bardziej chcę się skupiać na nauce, bo masz rację, samo nic nie przyjdzie ;)

      Usuń
    2. Nie wiem, może i bym się nawróciła, ale nie dałabym za to wszystkich moich pieniędzy

      A co do laptopów wcale nie są takie kruche, fakt nie polecam nimi rzucać. Wielkiej zręczności nie trzeba, coś o tym wiem, bo sama poprzedni laptop miałam prawie 5 lat, a jeszcze działa i pociągnie jeszcze kolejne 2-3 lata.

      Usuń
    3. Rzucać nie mam zamiaru, ale z moją zręcznością długo by nie przetrwał :p Oby Twój posłużył długo ;)

      Usuń
  6. byłam kilkakrotnie, i tak jak pisałaś ; do niektórych rzeczy trzeba dojrzeć / zmienić się

    OdpowiedzUsuń
  7. Dla mnie pielgrzymka do wydarzenie duchowe, ale nie lubię stać i modlić się całym dzień, nie wytrzymałabym tak, lubię zwiedzać miejsca święta, czasem czuć właśnie w takich miejscach religię, chciałabym kiedyś np zwiedzić Watykan czy jakiś wielki błękity meczet w Turcji albo klasztor w tybecie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak dla mnie też modlenie się przez cały dzień jest ciężkie i z początku myślałam, ze nie wytrzymam :) Ale ostatecznie wyszło na to, że stałam niewiele, bo podłogi w katedrze były oblegane i udało mi się skonstruować poduszkę z mojej torby, szalika czapki i rękawiczek :p

      Usuń
  8. Tak, u mnie też było kilku takich delikwentów, którzy po miesiącu zrezygnowali, bo myśleli, że studia to tylko chodzenie na uczelnie, a to przecież czasochłonna praca naukowa. Będę trzymać kciuki za maturzystów ;) przed Wami najdłuższe wakacje w życiu, ale nie zazdroszczę, bo wybór przyszłości jest trudny, a stres na maturze ogromny. Jednak siła tkwi w wiarze w siebie ;)

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za komentarz :)